W tamtej chwili nie zaprzątałem sobie głowy takimi drobiazgami jak pukanie do drzwi. Można powiedzieć iż chciałem mu zrobić niespodziankę. Niezbyt miłą. Kopnąłem w drzwi, które natychmiast się rozpadły. Ah tak, Torres nigdy się nie nauczy, aby solidnie zabezpieczyć wejście do swojego mieszkania. Wszedłem do środka, a tuż za mną podążali David, Aiden i Logan.
- Co do kurwy nędzy ma to wszystko znaczyć?! - na końcu korytarza pojawiła się niska, gruba postać łysiejącego mężczyzny w szlafroku.
- Okłamałeś mnie, Torres - powiedziałem z sarkastycznym uśmiechem na ustach. Prawą ręką sięgnąłem do kieszeni w której znajdowała się moja broń. Wyciągnąłem ją tak, aby Leo {dop. aut. tak ma na imię Torres} mógł ją zobaczyć. - A wiesz że Justina Biebera się nie okłamuje. Teraz będziesz musiał za to zapłacić.
Mężczyzna nagle zbladł, wiedząc co zamierzam. Swoimi małymi oczkami wpatrywał się w mój pistolet.
- Przysięgam, powiedziałem wszystko co wiem. - w jego głosie można było usłyszeć strach, panikę.
-Powiedziałeś że dokumenty są tam na pewno - zrobiłem nacisk na dwa ostatnie słowa. - Tymczasem nie było tam zupełnie nic.
Ruszyłem w jego stronę. Gdy byłem parę kroków przed nim, wycelowałem w niego bronią. Natychmiast padł na kolana. Cicho się zaśmiałem. Nadchodził mój ulubiony moment, kiedy człowiek błaga mnie o życie. Ale ja okazuję się zimnym skurwielem i w jego głowie ląduje kula. Chwilę później osuwa się na ziemię i ląduje w kałuży własnej krwi.
-Zdajesz sobie sprawę z mojego wielkiego niezadowolenia? Byłem bliski zwycięstwa. Wiesz jak nie lubię przegrywać, Torres. - ostatnie zdanie wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Kopnąłem go w brzuch. Mężczyzna wydał z siebie jęk i osunął się na ziemię trzymając się za bolące miejsce. - Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho, Leo. - jego imię wypowiedziałem z obrzydzeniem.
Chodziłem wokół jego ciała z bronią wciąż wycelowaną w niego.
-Nawet jeśli nie zabiję cię dzisiaj, to kara cię nie uniknie - zaśmiałem się. - Bo ze mną się nie zadziera.
Nacisnąłem spust broni i strzeliłem tuz obok jego głowy na co wydał z siebie przerażony krzyk. Po tym wszystkim odwróciłem się w stronę miejsca, gdzie jeszcze paręnaście minut wcześniej były drzwi i wyszedłem.
*
Opadłem na kanapę czując na sobie wzrok reszty. Zignorowałem ich i zapaliłem jednego z papierosów leżących na stole. Zaciągnąłem się nim, pozwalając dymowi wypełnić swoje płuca i po chwili go wypuściłem.
-Co zamierzasz teraz zrobić? - odezwał się w końcu David. Wzruszyłem ramionami.
-Pojadę do mieszkania, może coś zjem..
-Nie o to mi chodzi. -przerwał mi. Wywróciłem oczami i po raz kolejny zaciągnąłem się papierosem. Cała trójka wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem. W końcu to ja tutaj rządziłem.
- Nie wiem. - przyznałem. - Ale jestem Justin Bieber, wymyślę coś. Potrzebuję trochę czasu.
-My nie mamy czasu. - wycedził przez zęby Logan. - Dobrze wiesz jak wygląda sytuacja, Bieber. Ten człowiek..
-Wiem co zrobił, Reed. - przerwałem mu. - Nie musisz mi o tym przypominać na każdym pieprzonym kroku! - wziąłem głęboki oddech by się uspokoić. - Dokumenty są na pewno w jego domu. Trzeba się tylko tam dostać.
____________________________________________________